No nie wiem nie wiem jak to będzie z tegoroczną Wielką Majówką. Otóż mam jakiś totalny "niechciej" na grilla, mięcha, kotlety, sosy do nich, pieczone ziemniaki, kwaśną śmietanę itepe. Może to ta spóźniona wiosna, albo rześkość końca kwietnia? Jeśli będzie cudnie, słonecznie, ciepło, kocykowo i tarasowo zwyciężą cudowne makarony, sałaty, pieczone ryby, gazpacho i sorbety. W razie pogody kurtkowo-polarowej, kaloszowo-parasolowej znów wygrają makarony, sałaty będą z ciepłymi dodatkami, do nich wytrawne quiche i tarty, a na deser ciasto z karmelizowanym rabarbarem. Ale co najważniejsze - mam ogromną ochotę na ryby, tym bardziej, że zawarłam pakt o nieagresji z tuńczykiem. Koniecznie, ale to koniecznie zróbcie spaghetti z cherry pomidorkami i portugalskim tuńczykiem, co to na niego s.ł.ó.w m.i b.r.a.k !
Siadam w huśtawce na tarasie z talerzem wyśmienitego makaronu na kolanach, kieliszkiem fajnego wina, gapię się na soczystą trawę, sadzone cztery lata temu magnolie, które pięknie kwitną i słucham ulubionych akustycznych kawałków. Takich jak ten - Amy Winehouse "Best Friend".
Nie chce mi się gotować niczego wymyślnego. Po czasach szaleństwa z długodystansowymi ciastami, oczekiwaniem na chleb z garnka, czy pieczeniem mięs na rodzinne biesiady nadchodzi moment, gdy najbardziej doceniam dania, w których jest tylko to co absolutnie najlepsze i tylko tyle, by współgrało ze sobą jak najlepszy kameralny koncert. Koncert smaku na talerzu. Od kilku miesięcy nie robiłam własnego makaronu, kupuję niezwykłe smaki i kształty pasty z maleńkiej manufaktury makaronu, z której ściągamy go do naszej
Grupy -
spaghetti z chianti, które wygląda jak szara ścierka, ale tak cudownie pachnie i smakuje, niesamowity
makaron cytrynowy, który podaję ze świeżym łososiem,
spaghetti pomarańczowe,
trecce bazyliowe, makaron czekoladowy, dyniowy i
z oliwkami. Ale najbardziej ukochałam czarne jak piekło, sprężyste i jędrne
spaghetti z sepią mątwy. Jest diabelnie piękne i grzesznie inspurujące. Uwielbiam
czarne spagheti z rabarbarem i krewetkami, ale ostatnio odkryłam dla
spaghetti neri mariaż idealny, o który nigdy bym siebie nie podejrzewała.
Otóż od ponad 30 lat byłam na wojennej ścieżce z... tuńczykiem. Początkowo z każdym tuńczykiem, bo to w końcu taka obrzydliwa, śmierdząca ryba, rozciapciana w podłym oleju fuuuj! Pierwszy raz surowego tuńczyka zjadłam nie zdając sobie chyba z tego sprawy, oczywiście w sushi. Wyśmienita, jędrna, acz delikatna ryba o pięknym kolorze na kulce ryżu wprost gadała z moimi kubkami smakowymi. Kolejne lata z sushi, gdy już wiedziałam, że tuńczyk to "tuńczyk" znów mnie nieco no wiecie...
"to ja poproszę ze wszystkim oprócz tuńczyka". Z czasem pokochałam tuńczyka w sushi, jednak tuńczykiem z puszki można mnie było wygnać z domu, z pizzerii (pizza z tuńczykiem bleee!), pozostawić głodną na imprezie, na której królowały sałatki makaronowe z ... tuńczykiem z puszki. Nie jestem jakaś rybno-pokręcona, czy nawet puszko-trzepnięta. Makrela, sardynka, szprotka, dorsz z puszki o taaak! ale nigdy tuńczyk.
W ubiegłym roku przez przypadek napatoczyłam się na stoisko z "rybami w puszce" na targowisku dobrego jedzenia, przy którym stała przesympatyczna uśmiechnięta dziewczyna i gadała, gadaała, gadaaaała o rybach w konserwach z Portugalii -
conservas portuguesas. Jak bardzo lubię być karmiona przez pasjonatów, fascynatów jedzenia, smakoszy i "zarazicieli" wie tylko mój portfel i sekretna szafka w spiżarni. To były
"Smaki Portugalii", a Marzena mnie kupiła, zakaziła i zagadała. Wyszłam z puszkami sardynek, makreli, dorsza i aż dwiema z tuńczykiem. Tuńczyk miał być dla mauża (
tylko proszę zjedz jak mnie nie będzie w domu!). Podły człowiek nie posłuchał, może ja wróciłam kiedyś za wcześnie, albo zwyczajnie nie zorientowałam się. Pewnego wieczoru, gdy przygotowywał codzienną kolację, na półmisku wśród fury kolorowych kanapek było kilka z rybą. Duże, ładne kawałki mięsa, wyśmienity zapach - udało mi się zdążyć na jedną. Boshhhh coś to był za smak! Delikatna, soczysta, niezwykle aromatyczna ryba - słów brak. Sprzątając po kolacji zerknęłam na puszkę, w zasadzie puszeczkę - toż to tuńczyk (sic!!) ten od Marzeny! O jakże daleko był od paskudnych wiórowatych w smaku "tuńczyków z puszki", które pamiętam! Pognałam do szafki w spiżarni zobaczyć co jeszcze ostało się z tamtych zakupów. Biegiem zanotowałam na kartce co kupiłam, żeby nie przepadło w dziurawej głowie. Marzena - dziękuję, że mnie zagadałaś! Cholera, teraz naprawdę wierzę, że hasło, które mają na stronie
"zrozumiesz, gdy spróbujesz!" nie jest zwykłym sloganem. To się dzieje naprawdę - po 30 latach
wstręctwa tuńczykowego można zapałać do niego miłością prawdziwą! Tuńczyka od Marzeny i Gonçalo jadam od tej pory z wielkim sentymentem, bo qrcze prawie jak "stracić znów dziewictwo" :) Warto było czekać tyle lat, by upewnić się, że nie muszę żałować tych 30 beztuńczykowych, że diabelnie warto było czekać na prawdziwy SMAK.
Jeśli podobnie jak ja lubicie być karmieni przez ludzi, których znacie i lubicie, koniecznie zajrzyjcie do najnowszego
KUKBUK-a, w którym poznacie historię
Marzeny i Gonçalo Gregier-Franco. A potem zajrzyjcie do ich sklepu internetowego Smaki Portugalii, albo poznajcie osobiście na warszawskim BioBazarze.W przepisach, które znajdujemy na blogach, w książkach kucharskich, czy magazynach kulinarnych często występują składniki, które są wszędzie dostępne, bo w końcu jakie ma znaczenie - tuńczyk to tuńczyk, makaron taki czy śmaki - who cares! Tym razem proszę, nie kupujcie "zwykłego" tuńczyka w puszce, "plastikowych" pomidorów, czy byle jakiego makaronu. To nie jest danie, bez którego nie można żyć, jeśli zatem nie macie dostępu do czarnego makaronu (najlepiej świeżego), szukajcie w sklepach internetowych, albo zróbcie sami! Jeśli w okolicy tylko "tuńczyk z puszki", szkoda zachodu z robieniem tej pasty, poszukajcie raczej innego pomysłu na obiad. Jeśli jednak choć odrobinę mi zaufacie, zaplanujcie to danie wcześniej i poszukajcie
najlepszych składników. To nie jest czcze gadanie -
zrozumiesz, gdy spróbujesz!
dla 2-3 osób250g świeżego czarnego spaghetti z sepią mątwy - dla mnie robi go
Ciao Bella*
kilka łyżek doskonałej oliwy extra virgin - użyłam
sycylijskiej od rodziny InCampagna1 puszka (120g)
portugalskich filetów z tuńczyka atlantyckiego Mannaświeżo mielony czarny pieprz
garść cherry pomidorków - te też
przyjechały z Sycyliikilka listków świeżej bazylii lub tymianku cytrynowego
Zagotuj osoloną wodę na makaron. Jeśli użyjesz świeżego, wystarczy mu tylko 3 minuty we wrzątku. Tyle też mniej więcej zajmie przygotowanie całego dania.
Na patelni rozgrzej oliwę, gdy będzie mocno ciepła, zmniejsz płomień i dodaj filety z tuńczyka, delikatnie rozdziel je na kawałki, ale pilnuj by pozostały dość spore. Zagrzej je dobrze w oliwie i oprósz grubo mielonym czarnym pieprzem. Odcedź makaron, przełóż na patelnię (zgaś płomień) i dokładnie wymieszaj, by cały okrył się oliwą. W ostatniej chwili dodaj pokrojone na pół cherry pomidorki, by ociepliły się w sosie. Ułóż makaron na półmiskach i dodaj listki świeżych ziół.
Zamknij oczy i... rozkoszuj się. To chwila "slow life, slow food" i ten moment, w którym
zrozumiesz, dlaczego warto było mieć najlepsze produkty :)
* makarony Ciao Bella to naprawdę niewielka produkcja, wiem, że oprócz comiesięcznych dostaw dla naszej Grupy, można je kupić w kilku delikatesach internetowych, ale najlepiej śledzić fan page na Fb, gdzie wrzucają kolejno adresy sklepów, gdzie wprowadzają swoje pasty (np. czarny w Warszawie na Pięknej)